Instytucja kościoła w Polsce doświadczana jest w ostatnich dziesięcioleciach mocniej niż kiedykolwiek w historii. Przemiany zachodzą zarówno w samym kościele jak i wśród wiernych. Badania pokazują, że w Kościele nie jest ich już tylu jak chociażby 40 lat temu. Zgodnie z danymi Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC w 1980 roku w niedzielnej mszy uczestniczyło 51 proc. społeczeństwa. W 2016 roku liczba ta spadła do 36,7 proc i... nadal spada. Analizując ogólnoświatową tendencję odchodzenia od kościoła Polska jest obecnie w światowej czołówce. Mimo tak niepodważalnych danych zarówno biskupi jak i przedstawiciele obozu rządzącego próbują wmówić swoim (słuchającym ich) poddanym, że jest inaczej i że Polska jest ostatnim bastionem wiary, o który należy walczyć.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu przedstawiciele kościoła występowali w roli autorytetu, który łagodził konflikty, był pośrednikiem między totalitarną czy autorytarną władzą a społeczeństwem. Całe lata był niezależną od rządu siłą, która odważnie stawała po stronie pokrzywdzonych, społecznie poszkodowanych. Jednak kiedy Polska wyszła już z ciężkiego pełnego opresji okresu swojej historii jego pozycja zmieniła się, a jego wpływ nie był już tak znaczący dla społeczeństwa. Kolejnym uderzeniem było pojawienie się internetu i mediów w każdej nawet najbardziej zapyziałej chatce. Ludzie bezpowrotnie przestali uznawać niedzielne kazanie za jedyny środek przekazu z którego mogliby dowiedzieć się czegoś o świecie, a kontakt ze sztuką przestał ograniczać się do naściennych kościelnych malowideł.
Dla hierachów kościoła zagrożenie płynące z postępującej marginalizacji wiązało się nie tylko z faktem, że kościół jako instytucja przestał się rozwijać i być jedynym liczącym się medium, ale również dlatego, że jego przedstawiciele nie mieli już takiej siły wpływu na społeczeństwo jaką mieli wcześniej. Taki stan rzeczy nie pozwalał już bowiem dalej na zaspokajanie potrzeby władzy, blichtru i... budowania biznesu.
W czasach, kiedy szczytowy instytucjonalny rozwój polskiego katolicyzmu minął bezpowrotnie i kiedy już kościół sam przestał stanowić o sile polskiego narodu aby przetrwać hierarchowie musieli poszukać sojusznika. Okazał się nim człowiek, który doskonale zna polską demografię i który wie w jaki sposób przejąć wynikającą z niej większość wyborców. Jego partia na nowo więc dała kościołowi szanse odejścia od zapomnienia i pojawienia na salonach. Kościół otrzymał upragnioną władzę i siłę sprawczą. Zawiązany został pakt, który pozwala obojgu utrzymywać się na powierzchni. Na oczach wszystkich patria rządząca i kościelni hierarchowie uwinęli sobie bezpieczne gniazdko, z którego póki co żadna siła nie zdołała ich wykopać.
Polską rządzą obecnie ludzie, którzy czasy dostępu do swojej młodzieńczej siły, już dawno mają za sobą. Co więcej z każdym miesiącem utrwalają znany sobie feudalny model prowadzenia państwa praktykując średniowieczne metody siły i strachu na polskim społeczeństwie.
Obserwując to co dzieje się w kościele i jak skutecznie uśmierca on sam siebie pojawia się pytanie jak długo będzie on otrzymywał przyzwolenie na swoje obecne działania.